Eugeniusz Eibisch

Eugeniusz Eibisch i artystyczna bohema Paryża

dr Justyna Napiórkowska

Gdy w kwietniu 1926 roku w Krakowie otwierano III wystawą Cechu Artystów Plastyków Jednoróg, szczególną uwagę wśród prezentowanych prac przyciągały obrazy młodego artysty polskiego pochodzenia od kilku lat mieszkającego i tworzącego w Paryżu. Towarzyszyła im pamięć o bardzo pochlebnych opiniach, jakie twórczość Eugeniusza Eibischa zdobyła rok wcześniej na paryskim Salonie Jesiennym. Ceniony krytyk, Waldemar George powiedział wprost, że obraz Eibischa jest na wystawie najlepszy. Było to ogromne wyróżnienie dla młodego artysty, które zaledwie kilka lat wcześniej znalazł się we Francji, a zdążył stać się częścią znaczącego środowiska artystycznego tego miasta.

Życie w kręgu paryskiej bohemy artystycznej, wystawianie obrazów obok Modiglianiego i Soutine`a, znajomość z Picassem. To wszystko stało się udziałem młodego malarza, który do Paryża przybył w 1920 roku jako stypendysta rządu Republiki Francuskiej. Paryż był wówczas niekwestionowaną stolicą artystyczną świata. Z jednej strony wzgórze Montmartre, tętniące życiem bohemy i pamiętające jeszcze kabaretowe wieczory z udziałem Toulouse Lautreca. Z drugiej- rozwijał się Paryż nowoczesny, z sercem na Montparnassie. W tym czasie do miasta przybywali artyści z różnych stron Europy. W tym także – z Polski. Wśród nich był młody malarz, absolwent krakowskiej ASP – Eugeniusz Eibisch.

Do miasta świateł Eugeniusz Eibisch przyjechał zaopatrzony głównie w marzenia. W Paryżu miał je zrealizować. Wszystko podporządkował jednej pasji- malarstwu. Tak zresztą powiedział po latach, wypowiadając swoiste motto: „mnie interesuje tylko malarstwo”.
Kilka lat wcześniej, wbrew woli rodziców wybrał studia malarskie. Oni widzieli w nim raczej prawnika. Sam Eibisch w latach młodzieńczych zaangażował się w politykę; potem jednak zupełnie odrzucił mrzonki ulepszania świata. Nie dostał się od razu na Akademię Sztuk Pięknych. Wspominał, ze któregoś dnia, na krakowskich Plantach zastąpił drogę profesorowi Jackowi Malczewskiemu, ówczesnemu rektorowi, pytając o to, jak rozwijać swój talent. Malczewski powiedział mu wówczas: „jest Pan uparty, będzie Pan wielkim malarzem!”. Malczewski miał potem już do swoich studentów mówić, że nie zrobi z nich malarzy. To ich zadanie- sztuka bowiem musi być najpełniejszym wyrazem indywidualizmu, a o własną odrębność trzeba zawalczyć samodzielnie.
Eibisch ukończył krakowską ASP po studiach u Weissa, gdzie w pracowni spotkał najwybitniejszych młodych malarzy swojego pokolenia. Wkrótce potem wyjechał do Paryża na stypendium artystyczne. Początkowo inspirował się twórczością formistów, ale już jego późniejsze obrazy wpisywały się konsekwentnie w nurt koloryzmu. W tym malarstwie wszystko inne podporządkowane było prymatowi koloru.
W Paryżu kształcił się jeszcze w słynnej Académie Colarossi, a w wolnym czasie odwiedzał Luwr, gdzie przyglądał się między innymi arcydziełom Rembrandta czy Velasqueza. Dla przybyłego z dalekiego kraju artysty Paryż musiał być prawdziwym olśnieniem. Był całym światem i dawał możliwość uczestnictwa w tym, co wówczas najważniejsze. Dla Eibischa- obok możliwości oglądania prac mistrzów była to także możliwość stania się częścią najbardziej aktywnej tkance miasta. Ta artystyczna bohema artystów o różnych wizjach uformowała nurt nazwany Ecole de Paris.
Fenomenem Paryża był niewiarygodna żywotność sztuki, a jednocześnie – dość trudne warunki, w jakich przyszło wielu z nich żyć. Legendarne były nieogrzewane i ciasne pracownie, legendarna atmosfera kolonii artystycznej w La Ruche, czyli „ulu”, miejscu, gdzie znajdowały się liczne pracownie. Artyści dzielili pasję do sztuki i biedę. Po latach, w przywoływanych już po powrocie do Polski opowieściach, Eibisch mówił o malowaniu na płótnie z sienników i obrazach rozdawanych sprzedawcom warzyw, za pęczek rzodkiewek.
Po kilku latach Eibisch zdobył w Paryżu uznanie. Wystawiał w słynnej galerii Leopolda Zborowskiego, odkrywcy i marszanda Amedeo Modiglianiego. „Zbo” prowadził swój salon przy paryskiej rue de la Seine. Obok Modiglianiego, Utrilla i Soutine`a, pokazywał właśnie Eibischa, w Paryżu częściej podpisującego się jako Ebiche.
Z wybitnymi artystami tego okresu Eibisch dzielił blaski i trudy życia w artystycznej bohemie, współtworząc legendę miasta. W Paryżu też poznał swoją przyszłą żonę, Franciszkę, wedle jednej z opowieści miss Paryża, którą adorować miał także Picasso. Piękna Franciszka została się muzą i towarzyszką życia Eibischa.
Gdy w 1939 roku już jako małżeństwo wrócili do Polski, nie spodziewali się najpewniej rychłego wybuchu wojny. Eibischowie trafili do samego piekła. Nominalnie jeszcze przed wojną Eibisch objął pracownię malarstwa w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Lata wojenne miały być niezwykle trudne, a malowane wówczas kwiaty i pejzaże niewątpliwie były formą ucieczki. Niewiele jasnych i jednoznacznych świadectw pozostało z tego czasu, jednak z ułamków opowieści wyłania się historia ukrywania Franciszki, która była Żydówką.
Tuż po wojnie, od 1945 r. Eibisch objął funkcję rektora ASP w Krakowie. To pod jego kierunkiem kształcił się m.in. młody Andrzej Wajda, jeden ze studentów, którzy zbuntowali się wobec metod starszych pedagogów. Debiutujący malarze nie mogli zrozumieć, jak po traumie wojennej można po prostu malować martwe natury lub kwiaty. Dla Eibischa natomiast być może była to droga do zapomnienia o ciężkich przeżyciach.
Z Paryża Eibisch przywiózł ze sobą jasną, konsekwentną wizję malarską, realizację tego, co określa się jako polska szkoła koloryzmu. Powrót do kraju, wobec sukcesów we Francji był poświęceniem, za które przyszło mu zapłacić. Po latach wspominał Paryż, wspominał złote czasy, gdy początkowo w biedzie malarze z Europy Środkowej realizowali swoje malarskie fascynacje. Pozostały artystyczne kontakty, skutkujące wystawami w Paryżu czy Parmie, gdzie także współcześnie planowana jest wystawa artysty.
Kontakty z wielkim artystycznym światem Paryża Eugeniusz Eibisch utrzymał także w Polsce. To między innymi dzięki jego relacjom na Kongres Pokoju we Wrocławiu przyjechał Pablo Picasso. Eibisch przez lata pozostawał w przyjaźni i prowadził korespondencję z wielkimi artystami i intelektualistami Francji. Jego postać zainspirowała laureata literackiej Nagrody Nobla, Martina Rogera du Garda do stworzenia postaci młodego, ambitnego malarza w powieści „Rodzina Thibault”. Takiego, jakim był w Paryżu Eibisch. Ogromne wyróżnienie przyszło w późniejszym wieku dojrzałym- w 1960 roku w Nowym Jorku Eugeniusz Eibisch otrzymał nagrodę Fundacji Guggenheima przyznawaną wybitnym malarzom.
Artysta zmarł w Warszawie w 1987 roku. Dziś jego obrazy zasilają kolekcje Muzeum Narodowego w Warszawie, w Poznaniu, w Toruniu, w Krakowie. Dzięki niemu w zbiorach muzealnych znalazł się Manifest Pokoju podpisany przez Picassa i liczne pierwodruki z czasów francuskiego oświecenia.
Paryskie lata Eibisch zawsze wspominał jako najważniejsze dla siebie, dla swojej twórczości. Były to czasy, gdy artyści tworzyli w Paryżu prawdziwą bohemę, wspólnotę w trudach i w sukcesach. Spędzali czas na rozmowach w paryskich kawiarniach. Tworzyli miejską legendę. To dzięki nim Paryż utrzymywał swoją sławę miasta sztuki. Teraz to Paryż wspomina artystów z tego kręgu. W ostatnich latach zorganizowano kilka wystaw artystów Ecole de Paris w paryskiej Pinakotece czy w Oranżerii, gdzie pokazano malarstwo Soutine`a. Prace Eibischa pokazywane były także m.in. we Florencji.
Paryż był dla Eibischa także miastem młodości. Młodość dla artystów – to czas największych wyzwań. Dlatego Eibisch powołał Fundację imienia swojej żony, Franciszki, od kilkunastu lat przyznającej nagrody młodym malarzom. Jak powiedział jeden z nich, Nagroda Eibischa jest jak Oskar dla debiutującego twórcy, który, parafrazując słowa Jacka Malczewskiego będzie zdolny i bardzo uparty, by stać się artystą wybitnym.

Tekst opublikowany w magazynie Trendy. Art of Living